Dokarmianie roślin sadowniczych wczesną wiosną

    Grabów nad Pilicą

    Na wysokość plonów i jakość owoców wpływają liczne czynniki. Wiele zależy od kondycji plantacji jesienią i właściwego zahartowania się roślin oraz przebiegu pogody w zimie. Drzewa osłabione z powodu niedokarmienia, przeciążenia owocowaniem, opóźnionego zbioru czy opanowania przez choroby i szkodniki zawsze mają słabsze pąki kwiatowe, są bardziej narażone na uszkodzenia mrozowe (pędów, pąków, korzeni) lub nawet na przemarznięcie. I odwrotnie: sad zdrowy, dobrze odżywiony, który w poprzednim roku słabiej owocował, a owoce zebrano w odpowiednim czasie może wejść w nowy sezon w świetnej formie i mieć wysoki potencjał plonowania. Taką sytuację mieliśmy w 2012 r. na terenie zachodniej i północnej Polski, gdzie po braku plonowania w 2011 r. wypoczęte drzewa zaowocowały niezwykle obficie.

    [envira-gallery id=”40381″]

    Cel

    Wiosna jest ostatnim momentem na poprawienie potencjału drzew poprzez uzupełnienie niedoborów składników pokarmowych, wzmocnienie roślin i ewentualne leczenie uszkodzeń mrozowych (fot. 1). W okresie wczesnowiosennym możemy doraźnie wspomagać rośliny głównie przez dokarmianie pozakorzeniowe. Dodatkowo możemy przy okazji zaaplikować inne substancje, niemające charakteru odżywczego, ale sprawnie poprawiające funkcjonowanie roślin. W tym czasie musimy się liczyć z wystąpieniem przymrozków mogących osłabić, a nawet całkowicie zniszczyć pąki kwiatowe. Każdego niemal roku spotykamy się z różnymi, niezależnymi od nas, sytuacjami mogącymi negatywnie wpłynąć na stabilność owocowania sadów. Trzeba wtedy szybko i skutecznie reagować. Od kilku lat dostępne są na rynku nowoczesne nawozy wzbogacone o biostymulatory, bioaktywatory, antystresanty i inne substancje wpływające na fizjologię roślin. Oprócz odżywiania, wspomagają rośliny w kluczowych momentach, a efekty ich działania są szczególnie widoczne w tzw. „trudnych” sezonach. Umiejętnie stosowane pomagają w uzyskaniu corocznych, wysokich plonów owoców dobrej jakości. Niektóre substancje dają możliwość poprawienia odporności roślin na występujące wiosną sytuacje stresogenne (np. przymrozki).

    Nie mamy wpływu na pogodę w okresie hartowania się roślin i w zimie, ale możemy wspomóc drzewa w regeneracji uszkodzonych tkanek. Rośliny mają spore zdolności regeneracyjne i większość uszkodzeń są w stanie zaleczyć same, ale trwa to znacznie dłużej i zazwyczaj negatywnie wpływa na plonowanie i jakość owoców.

    Większość podmrożeń pędów i pąków można zaleczyć bez obniżki plonów, ale odpowiednio wcześnie trzeba zadbać o regenerację uszkodzeń. Tak było np. w 2011 r., kiedy wiosną w wielu sadach można było się spotkać z przemarznięciem podstawy pąków kwiatowych, zwłaszcza u bardziej wrażliwych na mróz odmian triploidalnych. Pozostawione samym sobie drzewa nie zdążyły do czerwca wystarczająco odbudować ciągów transportowych, co spowodowało silniejszy od pożądanego opad świętojański (który ciągnął się aż do drugiej połowy lipca). Tymczasem w sadach, gdzie problem potraktowano poważnie i poprzez właściwe zabiegi udzielono drzewom wsparcia, wiązki przewodzące odbudowały się na czas i uzyskano nawet rekordowe plony. Wielu sadowników miało wtedy kłopoty z gorzką plamistością podskórną, co można łatwo wytłumaczyć: wapń jest pobierany przez zawiązki tylko do wielkości orzecha włoskiego (później następuje jego rozcieńczanie w rosnącym owocu), a w tym czasie ciągi transportowe nie były jeszcze odbudowane. Owoców było mniej, a silniejszy wzrost pędów jeszcze bardziej sprzyjał występowaniu chorób fizjologicznych. Należało więc dużo intensywniej niż zwykle dokarmiać owoce wapniem.

    Z odmienną sytuacją mieliśmy do czynienia w minionym sezonie, gdzie po sprzyjającej hartowaniu jesieni 2011 r. sady dobrze przygotowały się do zimy. Problemem okazały się długotrwałe mrozy i brak okrywy śnieżnej. W efekcie przemarzły korzenie drzew nie tylko gatunków ciepłolubnych, takich jak morele i brzoskwinie, ale również grusz i jabłoni, zwłaszcza na słabszych glebach (fot. 2). W sadach, w których występowały tzw. „przepały” z piaszczystą glebą i mróz wdarł się głębiej, można było zauważyć ogromne różnice w przezimowaniu. W takich miejscach wymarzały drzewa nawet odmian znanych z mrozoodporności, jak ‘Gloster’ i ‘Cortland’. Zdarzało się, że niektóre wznawiały wegetację, później jednak zamierały w maju i czerwcu.

    Dodatkowo, w 2012 r. okres kwitnienia był bardzo krótki, a temperatura powietrza w tym czasie przekraczała nawet 30°C. W takich warunkach dochodziło do szybkiego wysychania pyłku, skrócenia żywotności zalążni, a pszczoły oblatywały kwiaty tylko rano i wieczorem. Wszystko to wpłynęło negatywnie na procesy zapylenia i zapłodnienia. W niektórych częściach kraju (Sandomierz, Grójec), pomimo obfitego kwitnienia, zanotowano masowe osypywanie się zawiązków wiśni i większości odmian czereśni. Problem ten dotyczył też często jabłoni ‘Ligol’ i odmian z grupy ‘Jonagolda’. W takim sezonie powszechnym problemem jest obniżona zdolność przechowalnicza owoców, wynikająca z małej liczby nasion, które produkują auksyny odpowiedzialne za pobieranie wapnia. Im mniej jest nasion w owocach, tym gorsze jest ich zaopatrzenie w wapń.

    Należy zatem poczynić wszystko, co w naszej mocy, aby procesy zapylenia i zapłodnienia przebiegły „bezawaryjnie” i skutecznie. Każdy sposób na poprawienie jakości pyłku, wydłużenie okresu receptywności znamienia słupka oraz żywotności zalążni jest dobry i warty uwagi. Im lepiej będą zapłodnione kwiaty, tym lepsze zawiązanie owoców z „pełną obsadą” nasion, a w konsekwencji większe szanse na wysoki plon owoców dobrej jakości. Pamiętajmy też, że stosowanie nawozów dolistnych nie zastąpi rzetelnego nawożenia doglebowego – ma jedynie doraźnie poprawić kondycję roślin.

    Przed kwitnieniem

    Wczesną wiosną zasobność gleby w składniki pokarmowe nie ma większego znaczenia, ponieważ z powodu niskiej temperatury gleby i związanej z tym obniżonej aktywności korzeni, drzewa praktycznie aż do kwitnienia korzystają z zapasów nagromadzonych w tkankach.

    Zazwyczaj zaczynamy od opryskiwania 1% roztworem saletry potasowej, w celu wytworzenia tzw. „pompy wodnej”. Zabieg ten jest szczególnie ważny, gdy w okresie zimowym doszło do przemrożeń. Potas spełnia w metabolizmie roślin wiele funkcji, m.in. sprzyja produkcji glutationu, hormonu wpływającego na regenerację uszkodzonych tkanek. Wykonujemy jeden, maksymalnie dwa zabiegi w okresie pękania pąków, pamiętając że saletra potasowa jest nawozem o agresywnym działaniu i łatwo parzy liście. Jeśli więc istnieje potrzeba dalszego dokarmiania potasem (np. gdy musimy leczyć uszkodzenia mrozowe), trzeba użyć bezpieczniejszych nawozów. Warto też w takiej sytuacji dodać do cieczy roboczej koncentrat aminokwasowy, który nie tylko zmniejszy ryzyko poparzeń, ale ogólnie poprawi kondycję roślin.

    Zapotrzebowanie roślin na fosfor i azot rośnie od fazy pękania pąków do kwitnienia, później się zmniejsza. Prawidłowo przygotowane do zimy drzewa nie powinny mieć problemów z niedoborami tych składników, ale dokarmianie dolistne przed kwitnieniem pozytywnie wpływa na zawiązanie i jakość owoców, a w przypadku wystąpienia uszkodzeń mrozowych staje się konieczne. Azot pełni przede wszystkim funkcję budulca żywych części komórki, jego niedobory w okresie wiosennym nie tylko ograniczają wzrost wegetatywny, ale rzutują też na zawiązywanie owoców. Ważne, aby podać roślinom „łatwy” azot. Najpopularniejszy, ze względu na cenę i tradycję, jest mocznik. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że potrzeba sporo czasu, aby azot z mocznika zamienił się w aminokwasy, a następnie w białko. Dużo lepszym sposobem jest dokarmienie drzew nawozami aminokwasowymi – podajemy gotowy substrat do budowy białek, przy czym drzewo oszczędza duże ilości energii.

    Następnymi składnikami, które obowiązkowo powinno się pozakorzeniowo dostarczać wiosną (nawet gdy drzewa dobrze przezimowały) są dwa mikroelementy: cynk i bor. Cynk decyduje m.in. o podatności pąków i pędów na uszkodzenia mrozowe, a przy jego niedoborze owoce są mniejsze i zniekształcone. Nadmiar tego składnika występuje niezwykle rzadko, zdarza się na plantacjach podtopionych, przy jednoczesnym nadmiarze żelaza.

    Bor poprawia lotność i kiełkowanie pyłku, wzrost łagiewki pyłkowej, przeciwdziała wytwarzaniu korka, ordzawianiu i pękaniu owoców, poprzez udział w przemianach węglowodanów, poprawia też nektarowanie kwiatów. Nabiera to szczególnego znaczenia w przypadku grusz, które mają kwiaty mało atrakcyjne dla pszczół, w nieciekawym dla nich kolorze i słabo nektarujące. Tak więc bor bezpośrednio i pośrednio wpływa na zawiązanie owoców. Największe zapotrzebowanie na ten składnik przypada u roślin sadowniczych w okresie kwitnienia, a podatność na zaburzenia spowodowane jego brakiem jest cechą odmianową. Z odmian grusz zwiększone zapotrzebowanie na ten pierwiastek ma ‘Konferencja’, a u jabłoni np. ‘Rajka’ (fot. 3) i odmiany spokrewnione z ‘Koksą Pomarańczową’. W przypadku takich odmian dokarmianie borem powinno się kontynuować również po kwitnieniu. Należy jednak uważać, bo nadmiar tego mikroelementu może być toksyczny i prowadzić do efektu odwrotnego od zamierzonego: ograniczonego zawiązywania owoców i charakterystycznych nekroz na liściach. Może do tego dojść np. przy przekroczeniu dawek w dokarmianiu dolistnym.

    Należy też wspomnieć o pierwiastku, który pobierany jest przez rośliny w śladowych ilościach, ale jest niezwykle ważny, ponieważ wchodzi w skład enzymów potrzebnych w metabolizmie związków azotu. Chodzi o molibden, którego niedobory mogą wystąpić na glebach o odczynie niższym niż pH 6,5, a więc w większości naszych sadów. Rzadko się o nim wspomina, warto jednak podać jego niewielką ilość przed kwitnieniem. W literaturze brak jest opisów nadmiaru Mo u roślin sadowniczych.

    Niektórzy doradcy zalecają wiosną doglebowe nawożenie żelazem czereśni, grusz (zwłaszcza tych szczepionych na pigwie) i odmian jabłoni o jasnych liściach (np. ‘Šampion’). Forma chelatu jest najodpowiedniejsza. Żelazo poprawia wygląd liści, ale powinno być stosowane tylko w przypadku rzeczywistego niedoboru. Nadmiar tego mikroelementu występuje przy nadmiernym dokarmianiu dolistnym tym składnikiem, ewentualnie przy zalaniu lub podtopieniu sadu. Żelazo może być wówczas toksyczne i powodować zaburzenia w pobieraniu P, K, B oraz Cu.

    Dokarmianie magnezem wczesną wiosną zalecane jest tylko w przypadku uszkodzeń mrozowych, w normalnych warunkach nabierze znaczenia dopiero po kwitnieniu. W fazie różowego pąka zalecam oprysk giberelinami – wydłużą one żywotność komórek jajowych, co zwiększy szanse zapłodnienia. Pamiętajmy, aby zakwasić wcześniej wodę w opryskiwaczu (np. kwaskiem cytrynowym). Ważna jest też temperatura powietrza (powinna wynosić min. 18°C). Gibereliny można mieszać z preparatami grzybobójczymi, co – według doradców holenderskich – wydaje się nawet poprawiać działanie ich substancji aktywnych. Podobne do giberelin efekty działania wykazują niektóre z nawozów algowych, przy czym ich skuteczność nie jest aż tak ograniczona temperaturą.

    Jakie nawozy wybierać?

    Jeszcze niedawno stosowanie nawozów dolistnych powszechnie uważano za zbędne (z wyjątkiem dokarmiania wapniem) i zbyt drogie. Stosowało się wówczas nawozy w postaci zwykłych soli, później wprowadzono droższe, ale lepsze chelaty. Był to ogromny postęp – zwiększyła się przyswajalność aplikowanych odżywek i można je było bezpiecznie stosować w wyższej temperaturze. Przez wiele lat firmy nawozowe ponosiły spore nakłady na ulepszanie swoich nawozów, zarówno soli, jak i chelatów. Następną rewolucją było wprowadzenie do odżywiania roślin aminokwasów. Są odżywki zawierające niemal wyłącznie aminokwasy, ale coraz częściej spotykamy się z nawozami, w których aminokwasy pełnią rolę nośnika składników pokarmowych. Takie nawozy są bardzo szybko i łatwo przyswajalne. Przyjmuje się, że po sześciu godzinach od zabiegu składnik pokarmowy już pracuje w liściu.
    Aminokwasy charakteryzują się bardzo małą wielkością cząsteczek, które mogą wnikać przez liczne po obu stronach liści przestrzenie międzykutikularne. Daje to ogromną przewagę nad zwykłymi solami lub chelatami, które tworzą duże cząsteczki, a drogi ich wnikania do roślin ograniczone są praktycznie do przetchlinek (u roślin sadowniczych znajdujących się w większości po dolnej stronie liści). W przypadku chelatów, po rozerwaniu dość mocnych wiązań (jest to proces dość energochłonny) i wykorzystaniu składnika pokarmowego, pozostaje trudna do utylizacji otoczka białkowa, zaśmiecająca organizm rośliny.

    Rośliny nie bronią się przed przyjmowaniem składników uwięzionych w łączeniach aminokwasowych, traktując je jako swoje naturalne elementy. Po rozerwaniu wiązań i pobraniu „przemyconego” składnika pokarmowego wykorzystują pozostały nośnik do budowy białek. Nic się więc nie marnuje, a dodatkowo roślina oszczędza duże ilości energii, które może wykorzystać np. do intensywniejszego wzrostu. Jest to chyba główna przyczyna niezwykłej „szybkości” nawozów aminokwasowych, których efekty działania są dostrzegalne gołym okiem już w dwa dni po zastosowaniu. Nawozy zawierające składniki pokarmowe fabrycznie skompleksowane aminokwasami to nie jest to samo, co mieszanina aminokwasów i zwykłych nawozów, którą możemy sami wykonać w beczce opryskiwacza! Szybkość działania, bezpieczeństwo i wysoka skuteczność nawozów mają ogromne znaczenie w początkowych okresach wegetacji. Powierzchnia liści jest jeszcze niewielka i są one bardzo delikatne, podatne na oparzenia. Trzeba jednak zaznaczyć, iż pomimo szeregu wad, nawozy oparte na zwykłych solach są najtańsze.

    fot. 1–3 Z. Marek