Polski dwurzędowy opryskiwacz sadowniczy

    redakcja „Hasła Ogrodniczego”

    Tytułowy sprzęt do ochrony drzew i krzewów owocowych został skonstruowany przez dwuzawodowca – sadownika i aktywnego lekarza medycyny z Wilczyc k. Sandomierza – Stanisława Radonia. Co prawda w praktyce znane są już dwu- i trzyrzędowe opryskiwacze sadownicze, ten jest jednak nietuzinkowy.

    [envira-gallery id=”41607″]

    Jego pomysłodawca potrzebował bowiem urządzenia dostosowanego do pracy na skłonach. Stanisław Radoń przeanalizował budowę ludzkiego stawu barkowego i możliwości z niej wynikające, mianowicie niezależne poruszanie obu kończyn górnych (fot. 1). Na tej podstawie skonstruował krzyżak (fot. 2), dzięki któremu oba ramiona (obie sekcje) opryskiwacza pracują niezależnie. Jedna z nich może być zupełnie wyłączona i złożona do pozycji transportowej (fot. 3-6; np. gdy znajduje się na skraju sadu, przy miedzy), podczas gdy druga jest rozłożona i stale aktywna. Mogą też pracować na różnych wysokościach w przypadku, gdy sad, plantacja lub winnica założone są na stoku. Prześwit w prezentowanym opryskiwaczu wynosi 3,3 m, a rozpiętość ramion 3,2–4 m. W tym przedziale bowiem mieści się wysokość i szerokość nowoczesnych nasadzeń sadowniczych. Jednakże, gdy wymagane jest zwiększenie prześwitu, modyfikacja konstrukcji – jak twierdzi S. Radoń – jest niewiarygodnie prosta. Wystarczy wstawienie dwóch siłowników bocznych i środkowego. Opryskiwacz można zaopatrzyć w beczkę 1500–2000-litrową. Liczba rozpylaczy zamontowanych w każdej sekcji jest dostosowana do jej wysokości, przy czym w razie potrzeby można odciąć dopływ cieczy do poszczególnych rozpylaczy. Dysze zostały umieszczone obok wylotów strumienia powietrza (fot. 6). Według konstruktora, takie ich zainstalowanie gwarantuje dokładniejsze pokrycie opryskiwanej powierzchni cieczą użytkową, dodatkowo nie dochodzi do łączenia się drobnych kropel w większe. Dysze powietrza i cieczy użytkowej w ramach jednej sekcji zainstalowane są po obu jej stronach na takiej samej wysokości, czyli naprzeciw siebie, w czego efekcie dochodzi do powstania wirów na skutek zderzenia się obu strumieni. Uzyskuje się w ten sposób zmniejszenie energii kropel i ich opadanie w obrębie konstrukcji ramienia (fot. 7). W przypadku zwiększenia wysokości roboczej sekcji dodawane są kolejne rozpylacze. Ze względu na bardzo ograniczone znoszenie, urządzeniem tym właściciel opryskuje nawet przy sile wiatru znacznie przekraczającej dopuszczalne 3 m/s, przez co jest w stanie chronić skutecznie sad wtedy, gdy właściciele opryskiwaczy konwencjonalnych nie mają szans na przeprowadzenie efektywnego zabiegu. Sprzęt ten, zanim został zaprezentowany publicznie, był testowany w gospodarstwie konstruktora przez trzy lata. W tym czasie użytkownik stwierdził, że uzyskuje prawie 100% nanoszenie cieczy użytkowej na chronione rośliny, oszczędza połowę paliwa w porównaniu z opryskiwaczem konwencjonalnym, zabieg wykonuje w czasie o połowę krótszym. Cena tego opryskiwacza to 100 tys. zł plus VAT, a termin oczekiwania od złożenia zamówienia do dostarczenia opryskiwacza (niezależnie od wysokości i szerokości sekcji roboczych) – tydzień.

    fot. 1–8 K. Kupczak